Zachęta w czwartkowe popołudnie

Któregoś popołudnia odwiedziłam po pracy Zachętę, gdzie obejrzałam dwie wystawy: "Życie. Instrukcja" oraz "Gordon Parks: Aparat to moja broń". Poszłam do Zachęty z myślą o tej pierwszej wystawie, a wyszłam oczarowana tą drugą.



Pierwszą w kolejności mojego styku ze sztuką była wystawa właśnie zdjęć Gordona Parksa "Aparat to moja broń". Przyznam szczerze, że umknęła mi informacja o takiej wystawie. Nie rozumiem jakim sposobem, ponieważ jestem miłośniczką fotografii, co niektórzy pewnie zdążyli już zauważyć. A zdjęcia Gordona Parksa naprawdę zapadają w pamięć. Kto nie zna poniższego kultowego strzału przedstawiającego sprzątaczkę? Chyba wszyscy go znają... 



Gordon Parks przeżył 93 lata dokumentując ważne zmiany społeczne w USA. Był pierwszym czarnoskórym fotografem magazynów „Life” i „Vogue”, reżyserem w Hollywood, pisarzem, poetą i kompozytorem. Zgłębiając temat, wchodząc w życie codzienne portretowanych ludzi, dotykał prawdy, którą następnie pokazywał w najważniejszym magazynie ilustrowanym świata. 


Drogę do kariery utorował sobie reportażem o przestępczości w Nowym Jorku. Mógł w naturalny sposób wejść do świata czarnych i pokazać białym ich największe problemy. W jego zdjęciach najważniejszą rolę gra człowiek. Parks całe życie walczył z uprzedzeniami i udowadniał, że nawet najmniejsza zmiana jest warta podjęcia wysiłku. Mamy wybór, trzeba go tylko dokonać.


Bardzo zainteresowała mnie znajomość Parksa z Ingrid Bergman. O tym, jak ważne było dla niego zaufanie. Jak ważny był człowiek i przyjaźń. Dzisiejsi fotografowie zapominają czasem, że przed obiektywem staje stuprocentowy człowiek. Z uczuciami, przeszłością, przyszłością, rodziną, z bagażem emocjonalnym w jednej dłoni i bagażem doświadczeń w drugiej.


Druga wystawa to "Życie. Instrukcja", którą nieco się rozczarowałam. Przyznam szczerze, że rzadko przemawia do mnie sztuka współczesna. O tej wystawie słyszałam same dobre opinie, jednak do mnie, osobiście, ta wystawa nie dotarła. O niej samej słów kilka: bezpośrednią inspiracją dla powstania wystawy była jedna z najsłynniejszych powieści Georges'a Pereca "Życie instrukcja obsługi" — wielowątkowa opowieść o mieszkańcach paryskiej kamienicy. Skomponowana w oparciu o zasady kombinatoryki i reguł szachowych. Faktycznie, jej fragmenty towarzyszą nam podczas wędrówki po kolejnych pracach. Może zmęczenie po pracy albo inny poziom odbierania rzeczywistości, nie pozwoliły mi wynieść nic ciekawego z tej ekspozycji. No może poza nazwiskiem ciekawego kolażysty: Michała Chudzickiego. To jest właśnie sztuka w moim stylu! 


Jeszcze jedna ekspozycja zwróciła moją uwagę. Poproszono ludzi w różnym wieku, żeby narysowali coś od siebie. Przyznam, że nie pamiętam do końca koncepcji: czy chodziło o coś najważniejszego, czy coś, o czym się myśli w danej chwili. Powstał jednak z tego później kolaż. Każdą pracę przeniesiono na sporych rozmiarów mural (czy tam grafikę wielkoformatową). Efekty poniżej. Ciekawe czemu Jupiter z Sailor Moon jest taka duża: 


A takie pyszności przy schodkach do szatni:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Warsztaty z cyjanotypii w Fotoplastikonie Warszawskim

Kwietniowe podsumowanie

Zielono mi! Czyli weekend pod hasłami "Osiecka" i "natura"