Wykorzystane w stu procentach wiosennych dni

Post ten tworzę ledwie patrząc na oczy, szczęśliwa i odprężona. Pełna energii na czekający mnie tydzień. Ten weekend był prawdziwą eksplozją świeżego powietrza i zieleni. Mało było zegarka, Internetu. Dużo było aparatu, hulajnogi, szwędania się. Kolejny krok do tego, żeby opanować własnymi zmysłami Warszawę.

Ledwo widzę na oczy, więc dużo obrazków, mało słów.

SOBOTA

1. Pole Mokotowskie
Mieszkając 10 min. od tego miejsca, nie sposób pominąć je w weekendowym planie działania. Piękna pogoda umożliwiła mi jazdę na hulajnodze, a Malw jeździła na desce. Śmieszne to nasze Pole. Trochę park, trochę las, trochę wybieg dla psów, a trochę miejscówa dla snobów, studentów i hipsterów. Trochę to plac zabaw dla dzieci, a trochę tor przeszkód dla rowerzystów i rolkarzy. Ważne, że widać stąd wyraźnie PKiN, więc nikt nie ma wątpliwości, że to nadal Warszawa. 



2. Biblioteka Francuska
Zawitałam też na chwilę do Biblioteki Francuskiej, gdzie wymieniłam wypożyczone zbiory na nowe perełki. Pierwszy raz też skorzystałam z darmowych pozycji, które można sobie zabrać do domu. Dzięki temu mam wiersze nieznanego paryskiego poety i książkę z historią dla dzieci (z ćwiczeniami na rozumienie - przyda się do praktykowania języka w wolnym czasie).

3. Łazienki Królewskie
Tym samym byłam w tym parku już o wszystkich porach roku. Kto by pomyślał? Jeszcze kilka miesięcy temu nie znałam w ogóle Łazienek. Teraz mogę pochwali się tym, że byłam tu latem, jesienią, zimą i teraz - wiosną. I chyba wiosenna odsłona jest moim faworytem. Na naszym spacerze nie zabrakło ani wiewiórek, ani pawi. Wszystkie zwierzątka chętnie pozowały do zdjęć. Zwróciłam też uwagę na dużą liczbę francuskojęzycznych gości. Jedna francuskojęzyczna pani rozpływała się w zachwytach nad tą poniższą wiewiórą. Nie dziwię się jej, sama śledziłam każdy jej ruch z zapartym oddechem.













Łazienki tętniły życiem. Wszędzie widać cieszących się wolnym i pięknym dniem ludzi. O tym zawsze marzyłam, patrząc na Pola Elizejskie w Paryżu czy parki w Nantes:


4. Żarcie na Kółkach
Później udałyśmy się pod Stadion Narodowy, gdzie trwało Żarcie na Kółkach. Za dużo jednak nie pojadłyśmy, bo mniej więcej takie kolejki (ok. godziny czekania) były do wszystkich food trucków: 


Trochę fajniej miały dzieciaki, które mogły liczyć na animatorów i atrakcje. Rodzice tęsknym wzrokiem śledzili swoje pociechy, czekając w kolejce...


5. Plaża przy Stadionie Narodowym
Ostatecznie wylądowaliśmy na plaży. To był mój pierwszy raz w tym miejscu i szalenie mi się spodobało, gł. dzięki możliwości grilowania czy piknikowania. Portale na weekendzie rozpisywały się o tym, jak Warszawiacy chętnie okupowali tereny Wisły. Kogo tam nie było, ten trąba! Ok. godziny 20:00 food trucki opustoszały i zdążyliśmy jeszcze wszamać co nieco. Ja uraczyłam się świeżymi owocami w czekoladzie krakowskiej Fragoli. Jadłam takie specjały na OFFie (lub Open'erze - nie pamiętam...) i we Wro. Nie mogłam przejść obojętnie. Wzięłam, klasycznie, jabłko w mlecznej czekoladzie i banana w białej czekoladzie. Najlepsze!





NIEDZIELA

1. Plac Zamkowy - Flashmob Holi

Niedziela była nieco bardziej leniwa. Największym wydarzeniem dzisiejszego dnia był nasz udział w Holi Color Flashmob na Placu Zamkowym. Kilka lat się na to decydowałam, wreszcie udało nam się zmobilizować siły. Brudne dzieci to szczęśliwe dzieci. Zwłaszcza, jeśli pobrudzenie się łączy się z tańcem i spontaniczną zabawą. Plac zamkowy wypełniony był tęczowo umorusaną młodzieżą. Ciekawa była też reakcja przechodniów, którzy widzieli nas w takim stanie po wydarzeniu. Starsze babcie twierdziły, że wyglądamy uroczo, ludzie podchodzili do nas i pytali, czy event jeszcze trwa, czy też już się skończył. Dużo osób pytało nas też o kolejne edycje. Z mojego małego i niezgłębionego researchu wynika, że w najbliższym czasie (maj / czerwiec) będzie przynajmniej trzy tego typu eventy. 

Bycie tak kolorowym jest super uczuciem, ale po godzinie czy dwóch, chcesz się obsesyjnie umyć. Proszek masz dosłownie wszędzie - w nosie, uszach, na zębach, w płucach.




2. Swingowy Bar Lolek

W późniejszej części dnia zawitałyśmy raz jeszcze nad Wisłę, żeby nałapać się słonecznych promieni, obejrzałam kolejny odcinek nowego sezonu Versailles, a także odwiedziłam Bar Lolek, w którym dziś odbywała się swingowa potańcówka. To niesamowite, że jest wciąż tyle osób, które z pasją tańczą popularne przynajmniej wiek temu tańce. Muzyka na żywo i uczestnicy wystylizowani na styl retro, że samo oglądanie tańczących jest fascynujące! Sam Bar Lolek już tyle razy mijałam podczas spacerów i nigdy mnie głębiej nie zainteresował. Okazuje się, że to bardzo fajna miejscówka, do której warto zajrzeć. Miejsce zaskakująco duże, z ciekawymi opcjami zarówno na wieczór, jak i obiad w rodzinnym gronie. 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Warsztaty z cyjanotypii w Fotoplastikonie Warszawskim

Kwietniowe podsumowanie

Zielono mi! Czyli weekend pod hasłami "Osiecka" i "natura"