Storytelling, czyli o tym, jak zawsze lubiłam poznawać i układać historie

W gimnazjum napisałam 40-stronicową książkę: wstrząsający romans historyczny inspirowany dziełem "Hrabia Monte Christo". Rzecz jasna nigdy, to wiekopomne dzieło trwalsze niż ze spiżu, nie wyszło poza obręb mojej szuflady. No, może pokatowałam tym swoich rodziców, kilku znajomych, ciocię Józię z Ameryki, papugę siostry kuzyna mojej przyjaciółki i niemowlę sąsiada, ale nic ponad to. 

Od tamtej pory nie stworzyłam tak monumentalnych dzieł, ale bawiłam się w nowelki, pełne misji reportaże, filmiki krótkometrażowe, idealistyczne projekty komunikacyjne. Tworzyć lubię. Wymyślać lubię. Opowiadać też lubię. W końcu artystka ze mnie, c'nie?

Nie mogło więc zabraknąć mnie na tak pasjonującym spotkaniu jak dzisiejszy PR bez krawatów o storytellingu, na którym wystąpili Paweł Tkaczyk i Piotr Bucki. 



Czego ciekawego dowiedziałam się z tego spotkania?
1. Żeby stworzyć dobrą opowieść musimy mieć bohatera, który z kolei musi mieć cel.
2. Musimy umieć odpowiedzieć na pytanie "dlaczego": dlaczego tworzymy tę historię oraz jakimi motywami kieruje się nasz bohater.
3. Cukierkowa historia jest nudna, ma być krew, pot i łzy, czyli DRAAMAAAT! To nie może być Gordon Ramsay robiący jajecznicę!
4. Historia potrzebuje konkretów oraz puenty z morałem. O, czegoś takiego:


albo takiego:



Zarówno Paweł, jak i Piotr (głosiciele dobrej nowiny o storytellingu) mówili dużo o walucie społecznej i wartościach, które wiążą się z tworzoną historią, np. poczuciem wspólnoty czy widoczną korzyścią, określeniem tego, kim jest odbiorca / klient. Nie można też zapominać o samej formie, która może uratować nawet najnudniejszą historię. 

Jedna z przytoczonych ciekawostek dotyczyła tego, że rymowane hasła podobno częściej traktowane są jako prawdziwe przekazy. Często przyjmujemy za pewniki faktomemy, które udostępniają nasi znajomi. Nie przykładamy też zbytniej wagi, żeby sprawdzić te informacje (stąd chociażby po części wygrana Trumpa, o którym wiele fałszywych artykułów krążyło jako prawdziwych). Należy też uważać i nie tworzyć fałszywych historii, niepopartych, absolutnie oderwanych od realnych wskaźników, ponieważ taki storytelling prędzej czy później zemści się na nas. 

Wszystko jednak sprowadza się do jednego: EMOCJE! Bez nich nie ma dobrej historii.

Just remember:


Przypomniałam sobie, że czeka na mnie jeszcze książka o firmie Pixar, którą zachwalała mi G. jakiś czas temu, a nadal po nią nie sięgnęłam. Chyba nadrobię te zaległości w najbliższym czasie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Warsztaty z cyjanotypii w Fotoplastikonie Warszawskim

Kwietniowe podsumowanie

Zielono mi! Czyli weekend pod hasłami "Osiecka" i "natura"