Dni, w których byłam sushi, tortillą i bochenkiem chleba

Są takie dni, kiedy masz plany. Chcesz pozwiedzać, odciąć się od komputera, odetchnąć pełną parą, zatańczyć z zespołem Mazowsze, pomóc wiewiórkom zbierać zapasy na zimę, pobawić się w etatowego Spidermana, zostać buddyjskim mnichem, zniszczyć Jedyny Pierścień w Mordorze, a ostatecznie i tak zostajesz zawiniętym w koc bochenkiem:


Miałam piękne plany: nocne zwiedzanie Warszawy rozświetlonej pięknymi instalacjami, cieszenie się slow weekendem, przedwojenne kino w Iluzjonie, spacer śladami Agnieszki Osieckiej, Watch Docsy, włóczenie się po Łazienkach i Powązkach... Tak mniej więcej wyglądały ambitne plany minionego weekendu. Rzeczywistość okazała się bardziej skoncentrowana na grawitacji i spaniu. 


Żeby pogrążyć się ostatecznie, dodam, że obejrzałyśmy wszystkie odcinki Azja Express, tym samym ustalając kolejną granicę odmóżdżania się. Ameby z nas trzy, dlatego za karę musiałyśmy stanąć na rękach i wyśpiewać wspak Marsyliankę. Buła z masłem. 

PS: Jeśli chcecie iść do Cafe Cofeina, to polecam tam kawę z solonym karmelem, palce lizać, cudowna latte, jednakże przestrzegam, że mają tylko gry planszowe dla dzieci. Żadna nie jest kompletna, co doprowadziło mnie do frustracji, zwłaszcza, że Internety polecały to jako miejsce, w którym można też pograć sobie w grę... Rozczarowanie było srogie. Dobrze, że ten solony karmel uratował moje wrażliwe uczucia niedospanego sushi! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Warsztaty z cyjanotypii w Fotoplastikonie Warszawskim

Kwietniowe podsumowanie

Zielono mi! Czyli weekend pod hasłami "Osiecka" i "natura"