Całodzienne zwiedzanie Muzeum Narodowego cz. 2 - Galeria XIX wieku

Galeria XIX wieku to chyba największa galeria w muzeum. Przyznam się, że zgubiłam się w połowie. Na szczęście mapa, infografiki i panie z muzeum pomogły nie przegapić np. "Bitwy pod Grunwaldem". Wszystko jest ogromnych rozmiarów, dzięki czemu nie czuć przepychu, nie dopada nas też syndrom Stendhala. Tę część, mimo że jest najdłuższa, zwiedzało mi się najprzyjemniej. Różnorodność ekspozycji (m.in. klasycyzm, romantyzm, realizm, Młoda Polska, malarstwo historyczne, portrety, martwa natura, pejzaże, rzeźby, miniatury, etc.) nie pozwala się nudzić ani przez chwilę. 



Selfiaczek z "Bitwą pod Grunwaldem". Grunt to zasłonić sobą cały obraz...


Wielki plus dla muzeum za infografiki, które są stworzone nie tylko dla dzieci. W łatwy i przejrzysty sposób można dowiedzieć się czegoś ciekawego, a jednocześnie urozmaicić sobie zwiedzanie:


Ciekawy jest również zakątek z miniaturami. Jest ich całkiem pokaźna kolekcja, a ich różnorodność mówi wiele o byłych właścicielach. Tej ekspozycji towarzyszy również część multimedialna, która mówi więcej o wybranych obrazach. Z kolei animowany filmik pokazuje jak tworzono kiedyś miniatury:



Moja ulubiona miniatura prawego oka. Ten typ miniatur wiąże się, oczywiście, z romantyczną historią, potajemnym ślubem i głębokim przywiązaniem angielskiego króla George'a IV i Marii Fitzherbert. Dzięki temu związkowi nastała wówczas moda na właśnie takie tajemnicze miniatury: 


Oczywiście w galerii było mnóstwo znanych mi obrazów, na których widok uśmiechałam się rozanielona. To było cudowne uczucie móc zobaczyć je po raz pierwszy "na żywo". Poniżej miniaturki, bo przecież wszyscy znamy te obrazy:  

 

"Dziwny ogród" Mehoffera zapiera dech w piersiach. Aż chce się krzyczeć: lato już blisko!


"Macierzyństwo" Wyspiańskiego rozkleja serce czułością. Adaś romantyczny.



 "Dzieci w ogrodzie" Podkowińskiego przeniosły minie kilka wieków wstecz.



Malczewski jeszcze bardziej bezczelnie patrzy w oczy "na żywo".


Blade lica Barbary Radziwiłłówny każą na dłużej zatrzymać się i kontemplować jej smutny los. 

Galeria nie przyniosła mi jedynie radości oglądania znanych obrazów. Do mojego gustu trafiło również kilka innych obrazów, których wcześniej nie znałam. I tak też uwieczniłam:

1. Całkiem realistyczny portret pewnego niezłego ciacha:


2. Żywiołowy autoportret Z. Pronaszko:


3. Zmysłowe "Cynie" Mehoffera:


4. Zakochanego w Bretanii Ślewińskiego:


5. Oranżerię Boznańskiej:


6. Pięknolicą waćpannę Jadwigę Dembowską:


7. Kojarzącą się estetycznie z Edwardem Hopperem "Hafciarkę przy oknie":


Na koniec dodam, że jeszcze jeden aspekt tej wystawy urzekł mnie. Otóż dzięki wystawionym na pokaz obrazom, mogłam zobaczyć dawną Warszawę. Wciąż trudno mi nakreślić jej ogólny kształt, odnaleźć się w tej kolebce polskości. Dzięki wystawie odkryłam historię miejsc, w których już byłam, dzięki czemu nabrały one dla mnie jeszcze większego znaczenia. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Warsztaty z cyjanotypii w Fotoplastikonie Warszawskim

Kwietniowe podsumowanie

Zielono mi! Czyli weekend pod hasłami "Osiecka" i "natura"